niedziela, 29 maja 2016

"Chce się żyć" Maciej Pieprzyca (14)

Tytuł: "Chce się żyć"
Autor: Maciej Pieprzyca
Liczba stron: 252
Wydawnictwo: wab
14/52
(1,8 cm)

Książka przeczytana jednym tchem! Pochłonięta od deski do deski! Historia, która wyciska łzy, ale niesie ze sobą nadzieję. Trudna historia podana czytelnikowi z ciepłem i humorem. Skłania do myślenia i zastanowienia się nad życiem.
Mottem książki mogą być słowa ojca głównego bohatera - "dobrze jest" (czasami były one jak zaklinanie rzeczywistości).

Książkę Pieprzycy bardzo serdecznie polecam!

Przypomina mi o filmie oglądanym dawno temu - "Motyl i skafander". Skoro jesteśmy przy temacie filmowym, przede mną ekranizacja książki Pieprzycy, filmu, w którym zagrał rewelacyjny Dawid Ogrodnik.

Z noty wydawniczej:
Rok 1981.
Na świat przyszedł Mateusz Rosiński. Po pewnym czasie lekarze zdiagnozowali u niego porażenie mózgowe. Nie dali rodzicom zbyt wielu nadziei. Uznali chłopca za roślinę. Mateusz jednak prawidłowo rozwijał się intelektualnie, tylko jego ułomne ciało nie pozwalało mu na komunikację ze światem.
Przez lata chłopiec z dystansem i autoironią przyglądał się zmaganiom swoich rodziców niechcących się pogodzić z kalectwem najmłodszego syna. Obserwował, jak dorasta jego rodzeństwo. Wielokrotnie próbował skomunikować się z otoczeniem i przekazać światu wiadomość, że nie jest rośliną. Uda mu się to dopiero wiele lat później. Niespodziewanie znajdzie się ktoś, kto wreszcie zrozumie sygnały wysyłane przez Mateusza.

O autorze słów kilka:
Maciej Pieprzyca - scenarzysta i reżyser. Autor nagradzanych na festiwalach filmów dokumentalnych ("Przez nokaut", "Jestem mordercą"), spektakli telewizyjnych ("Fryzjer", "Padnij") oraz filmów fabularnych ("Inferno", "Barbórka", "Drzazgi"). 

"Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji" Charlotte Cho (13)


Tytuł: "Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji"
Autor: Charlotte Cho
Liczba stron: 221
Wydawnictwo: znak litera nova
13/52
(1,8 cm)


Książkę Charlotte Cho kupiłam za urodzinowe bony upominkowe, więc można powiedzieć, że to taki prezent na urodziny. Dlaczego z wielu książek na półce wybrałam właśnie tę? No cóż, spodobała mi się okładka ;-)

Kiedy czytałam "Sekrety urody Koreanek" czułam się tak jakbym o pielęgnacji skóry rozmawiała z dobrą koleżanką. Charlotte Cho napisała swoją książkę bardzo przystępnie, co bez wątpienia jest dużym atutem książki.

"Sekrety urody Koreanek" to wyjątkowy elementarz pielęgnacji. Wszystkie wskazówki i sugestie odnośnie do pielęgnacji skóry podane są w przyjemny, nienachalny sposób. Autorka nie bombarduje nas sformułowaniami typu "koniecznie musisz to mieć", "koniecznie użyj kosmetyków tej firmy", itp. Nie ma tu nachalnej reklamy, choć właściwie w każdym rozdziale padają nazwy kosmetyków i firm, które je produkują. Mimo to, moim zdaniem, autorka uniknęła niepotrzebnej kryptoreklamy i lokowania produktu.

Muszę przyznać, że wiele ze wskazówek Charlotte już wykorzystałam i bardzo przypadły mi do gustu, a polecana przez nią maseczka w płachcie (wcześniej przeze mnie nieznana), stała się moim numerem jeden.

Ostatni rozdział odbiega nieco od treści całości książki, ale mimo to stanowi jej wspaniałe uzupełnienie. Autorka oprowadza nas po Seulu, przedstawia nam swoje ulubione miejsca, ulice, parki i sklepy. Razem z nią możemy się wybrać na wycieczkę do Korei Południowej.


Z noty wydawniczej:
W Europie o skórze mówi się głównie w kontekście problemów: zmarszczek i niedoskonałości cery, które trzeba tuszować grubymi warstwami makijażu. Koreanki od dawna wiedzą, że takie podejście prowadzi donikąd. Ich niezwykła metoda kompleksowej pielęgnacji gwarantuje rewelacyjne efekty.
Charlotte Cho na własnym przykładzie dementuje mit, że idealna cera Koreanek to efekt dobrych genów, i udowadnia, że wszystko zależy od właściwej pielęgnacji. W książce przedstawia kilka prostych, ale niezastąpionych sposobów, by raz na zawsze pożegnać się z niedoskonałościami i zachwycić wszystkich promienną, nieskazitelną cerą.


O autorze słów kilka:
Charlotte Cho jest ekspertką od koreańskiej pielęgnacji skóry, profesjonalną kosmetyczką i właścicielką sklepu Soko Glam z koreańskimi kosmetykami. Jej porady były cytowane w pismach takich jak "The New York Times", "Vogue", "Elle" czy "Marie Claire".

środa, 18 maja 2016

"Natalii 5" Olga Rudnicka (12)

Pozostając w temacie Rudnickiej (która wyrasta na jedną z moich ulubionych pisarek), sięgnęłam po książkę "Natalii 5". Nie powiem kim są tytułowe Natalie, żeby nie popsuć nikomu radości z odkrywania tajemnic. Powiem jedynie, że bardzo dużo się śmiałam czytając tą książkę. Jeśli chcesz albo wręcz potrzebujesz rozładować napięcie, na chwilę zapomnieć o problemach ta książka jest dla Ciebie. Obiecuję, że nie pożałujesz czasu, który poświęciłaś na jej przeczytanie! Ja żałuję jedynie, że książka była taka krótka i tak szybko skończyłam czytać ;-)




Tytuł: "Natalii 5"
Autor: Olga Rudnicka
Liczba stron: 560
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
12/52
(3,5 cm)


Z noty wydawniczej:
Policja otrzymuje zgłoszenie o samobójstwie. Zamknięty od środka pokój. Martwy mężczyzna. Broń, na której znajdują się wyłącznie jego odciski palców. Jednak zdaniem przybyłego na miejsce komisarza Potockiego nie mogło to być samobójstwo. Ślady wykluczają również morderstwo. Zagadkowa śmierć jest dopiero początkiem zdarzeń, które skomplikują spadkobierczynie denata. W gabinecie notariusz pojawia się pięć kobiet. Każda z nich rości sobie prawo do spadku. Każda z nich miała powód, by zabić. Każda z nich będzie kłamać i oszukiwać, by odzyskać zaginiony spadek...

O autorze słów kilka:
O autorce możesz przeczytać tutaj.

czwartek, 12 maja 2016

Myśl na dziś...

Wiesz, to jest ten moment kiedy budzisz się przy nim rozczochrana, bez makijażu i czujesz się swobodnie. A On nie wstydzi się przy Tobie płakać.
Wiesz, że nawet gdy sam jest bardzo zmęczony to i tak zrobi Ci kawę a Ty upieczesz jego ulubione ciasto, mimo, że nie umiesz - to się nauczysz. Będziesz zawsze pierwszą osobą do której zadzwoni w ważnych chwilach a Ty będziesz zawsze miała do kogo napisać o tym, jak bardzo się boisz, czekając w poczekalni u dentysty.

Ta chwila, gdy w sklepie zastanawiasz się co by zjadł na kolację, a On wstaje rano żeby pójść do sklepu po Twoją ulubioną drożdżówkę. Zawsze jest po Twojej stronie, mimo, że wie jak bardzo się mylisz, a Ty zawsze mówisz mu, że jest najlepszy bez względu na to co mówią inni.
Wiesz, że zawsze odprowadzi Cię do domu gdy wypijesz zbyt dużo wina z koleżankami a Ty nie będziesz złościć się za to, że naprawiając Twój telefon popsuł go jeszcze bardziej i teraz już zupełnie nie działa. Wiesz, że nawet mimo ciężkiego dnia będziesz mogła schować się w jego ramionach a On będzie lubił z Tobą spać mimo tego, że ciągle go budzisz w nocy. Te wszystkie chwile gdy myślicie o sobie i wiecie, że takiej drugiej osoby nie spotka się nigdy i nigdzie. To jest coś co nazywamy bliskością.
Edward Stachura

piątek, 6 maja 2016

Prosto z kina...



Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=oxupUtekTl0



Sama nie wiem jak skomentować film #wszystko gra. Dziś obejrzałam go w kinie za namową koleżanki i mam trochę mieszane uczucia. Nie oglądałam żadnego polskiego musicalu (wstyd się przyznać?) i nie mam porównania, ale może to i lepiej, bo obejrzałam film bez żadnych odniesień i tym samym bez negatywnego albo pozytywnego nastawienia. Fabułę można opisać jednym zdaniem - trzy kobiety próbują ocalić rodzinny dom. Aż tyle i niestety tylko tyle. Właściwie żaden wątek nie został rozwinięty, mam wrażenie, że wątki ciągle były urywane. Piosenki niekoniecznie dostosowane do sytuacji, ale mimo tego przyjemnie się słuchało. Bo były po polsku, a ja lubię polskie piosenki ;-) I śpiewała Kinga Preis, i Stanisława Celińska (której płytę od dawna już chcę kupić). W rolę trzech młodych przyjaciółek wcieliły się zdolne dziewczyny - Eliza Rycembel, Irena Melcer i Karolina Czarnecka (znana z piosenki "hera, koka, hasz, LSD", wykonanej na 35. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu). Jeśli chodzi o choreografię, to nie było aż tak źle jak piszą. A i Sebastian Fabijański nie był taki drewniany jak mówią (dobra, nie jestem obiektywna, bo go lubię) ;-)

Ale jeśli spytasz mnie, czy obejrzę ten film jeszcze raz, to nie, nie obejrzę ;-) Ale nie wyrywam też włosów z głowy za źle wydane pieniądze i zmarnowany czas, bo koniec końców, jak idziesz do kina w miłym towarzystwie, to ani czas nie jest zmarnowany, ani pieniądze źle wydane ;-)

poniedziałek, 2 maja 2016

"Były sobie świnki trzy" Olga Rudnicka (11)

Sprawnie napisana historia trzech przyjaciółek, które wspólnie postanawiają zostać wdowami... Bogatymi... Ot, taki życiowy cel ;-) To moje kolejne "spotkanie" z Rudnicką i nie zawiodłam się. Dostałam to, czego oczekiwałam - dużo humoru, ciekawą historię, miło spędzony czas. Jedyne co mnie irytowało, to ciągłe zdrabnianie imienia jednej z głównych bohaterek, argh... ;-)



Tytuł: "Były sobie świnki trzy"
Autor: Olga Rudnicka
Liczba stron: 360
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
11/52
(2,2 cm)



Z noty wydawniczej:
Bycie żoną swojego męża ma pewne zalety - pełne konto i nadmiar wolnego czasu. W zamian wystarczy tylko pilnować, by mąż nie zapomniał, dzięki komu żyje pełnią szczęścia. Układ działa jak w zegarku, ale do czasu... Jolka, Martusia i Kama pewnego dnia odkrywają, że w metryce lat im przybywa, nie ubywa, pojawiają się kurze łapki, dodatkowe kilogramy, a w życiu ich mężów inne kobiety. Przyjaciółki postanawiają zmienić swój stan cywilny, zanim zrobią to ich mężowie. Tylko te nieszczęsne intercyzy... W tej sytuacji można zrobić tylko jedno. Zostać bogatą wdową. Żeby to tylko było takie proste...


O autorze słów kilka:
O Oldze Rudnickiej możesz przeczytać tutaj.