wtorek, 11 sierpnia 2020

A może o morzu w górach?

 



Na wyjazdową część mojego urlopu zabrałam inne książki, a wzięłam się za tą, którą podsunęła mi koleżanka. Cóż, można to było przewidzieć :-)

Yoyo Moyes to autorka sprawdzona. Wiem, że gdy sięgnę po jej książkę, dostanę ciekawą historię i kilka chwil relaksu. Nie inaczej było tym razem.

Bohaterkami książki są kobiety - Frances, Margaret, Jean, Avice. Powieść skupia się na tych czterech paniach, choć przedstawiona historia dotyczy 655 kobiet, które 2 lipca 1946 roku wyruszyły z Australii na lotniskowcu HMS Victorius do swoich brytyjskich mężów.
Jak wyjaśnia Yoyo Moyes: "W rejsie trwających prawie sześć tygodni towarzyszyło im ponad 1100 mężczyzn oraz 19 samolotów. Najmłodsza z pasażerek miała 15 lat. Co najmniej jedna owdowiała, nim dotarły do celu. Moja babcia Betty McKee zaliczała się do szczęściar, których wiara została nagrodzona". Dalej Moyes wspomina, że swoją fikcyjną, ale opartą na prawdziwych wydarzeniach historię dedykuje "wszystkim młodym żonom, które miały dość odwagi, by zaufać nieznanej przyszłości czekającej je na drugim końcu świata".

Na początku trochę się gubiłam w opowiadanej historii, nie dopasowywałam imion do życiorysów. Może mieć to związek z upałem i urlopowym rozprężeniem. Jednak im dłużej czytałam, tym bardziej książka mi się podobała. Codziennie przed snem musiałam przeczytać choć kilka stron, nawet gdy, przez zmęczenie górskimi wędrówkami, zamykały mi się oczy.


Skoro już wspomniałam o górskich wędrówkach, to koniecznie muszę opublikować kilka zdjęć z wyjazdu :-) Choć spacerowałam po tych niższych pasmach (Góry Izerskie, Karkonosze) widoki zapierały dech!
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz